Treść strony

8855-lotnisko-boryspol

Wyszukiwarka biletów lotniczych

przelot złożony
1 pasażer
  • Dorośli od 18 lat-1+
  • Młodzież 12-18 lat-0+
  • Dzieci 2-12 lat-0+
  • Niemowlęta do 2 lat-0+
  • Wybierz
Szukaj
  • polska firma
  • 20 lat na rynku
  • 600 000 klientów
  • bezpieczne płatności
  • gwarancja najniższej ceny
Tanie loty. Szybko i wygodnie.

Treść główna

Tam gdzie ocean rzeźbi klify Madery

Tam gdzie ocean rzeźbi klify Madery

Styczniowe dni na ogół dostarczają Europejczykom sporo śniegu i mrozu. Zdecydowanie inne warunki panują na Maderze, choć portugalskiej to klimatycznie afrykańskiej. Tutaj cały rok niepodzielnie panuje słońce nadając głębi barw wszechobecnej zieleni. Na każdym kroku zaskakują olbrzymie, strome zbocza, po których z zawrotną prędkością mkną kolejne autobusy pełne turystów. Wszystkie ich historie zaczynają się jednak w tym samym miejscu - porcie lotniczym w Santa Cruz, nieopodal Funchal.

Ze względu na specyficzne ukształtowanie terenu, znajdujący się tam pas startowy to swoisty unikat, jako że jego duża część spoczywa na masywnych betonowych kolumnach codziennie stawiających czoła kilkuset tonowym samolotom. Po tragicznym wypadku z 1977 roku już dwukrotnie go wydłużano, lecz skaliste wzgórza z jednej i strome zbocze z drugiej strony, jak również silne wiatry czynią to lotnisko jednym z najniebezpieczniejszych na świecie. Mimo to fascynacja wyspami, klimatem, kulturą i iberyjskim stylem życia przywiodła mnie w to odległe miejsce na początku 2016 roku.

Zamieszkawszy w stolicy Madery, mieście Funchal, za pierwszy cel obrałem wybrzeże ciągnące się stamtąd na wschód. W zasadzie to powinienem nazwać je pionową ścianą porośniętą różnorodną roślinnością, której kres wyznacza otchłań oceanu. Dziwacznie kształtne kaktusy, trawy, krzewy a nawet bananowce stanowiły idealne nakrycie dla wulkanicznego podłoża. Nie umknęło to nie tylko mojej uwadze, ale i licznych obcokrajowców celujących obiektywami w owe dzieło natury.

Ponta do Garajau to jedno z dwóch zapierających dech w piersiach miejsc, do których dotarłem już na początku swojej podróży. Tamtejszy punkt widokowy, leżący tuż obok wioski Caniço na wysokości 180 m n.p.m., daje możliwość spojrzenia w dół niemal z lotu ptaka, ukazując niekończącą się konfrontację wody z lądem. Lata jej skutecznego oddziaływania widocznie zaznaczyły się na brzegach, drążąc jaskinie i ciosając niespotykane kształty. Ku mojemu zadowoleniu wcięła się tutaj również niewielka plaża, wysypana szarymi kamieniami w otoczeniu brunatnoczerwonych skał. Grzechem byłoby nie skorzystać z jej uroków, tym bardziej że temperatura oceanu sięgała niemal dwudziestu stopni. Doskonałe miejsce na krótki relaks w blasku promieni.

Wielkie chwile i przeżycie były jednak jeszcze przede mną. Koniec Madery, jak nazywał ten przylądek jeden z miejscowych, to Ponta de São Lourenço, najbardziej wysunięty na wschód punkt wyspy. Składający się z kilku połączonych ze sobą form terenowych łańcuch sprawia wrażenie uciekającego w kierunku macierzystego lądu, jakby to nie było jego miejsce. I rzeczywiście w niedalekiej odległości na południe, z wody wyłaniają się podobne niezamieszkałe klify, które jakby osiągnęły sukces w podobnej próbie. Od północy z kolei wyspa Porto Santo, lecz ta o dziwo obsypana złotym piaskiem przez co wskroś owiana jest luksusem. Ponta de São Lourenço wydaje się być inna, namiastką tego, co kryje w sobie Madera. Górzyste przestrzenie, zieleń złamana czerwonością i czernią ziem, kilometry szlaków i tysiące schodów prowadzących do miejsc zachwycających bardziej niżby się dotąd marzyło.

W tym miejscu wędrówka zaczyna się od Baia D'Abra na wysokości 110 m n.p.m., ciągnąc się 4 km aż do ostatniej poręczy dzielącej nas od dalekiego stałego lądu. Wejścia i zejścia po wąskich ścieżkach tyleż robią wrażenie, co męczą i wymagają najwyższej uwagi. Jeden zachwiany ruch i łatwo o zagrażający życiu upadek. Po drodze mijamy niezliczone zatoki, gdzie dostać się można jedynie drogą morską, a i to może stanowić zbyt duże ryzyko. Widok obijających się o nie fal stanowi jednak pełną rekompensatę.

Zapadający zmrok nieco po osiemnastej i oczekiwanie na ostatni lokalny autobus skłoniły mnie do kilkunastominutowej przerwy na niedalekim wzgórzu. Oświetlone w oddali miasteczko Machico okazało się wystarczającą inspiracją do dalszej eksploracji.



INFO: Zapraszam na www.dudeenroute.wordpress.com i facebook.com/dudeenroute, gdzie publikuję podróżnicze treści, relacje i promocje. 

Papierowa kosmetyczka Paprcuts - prezentacja produ...
Mapa - Afryka bez eboli