Treść strony

1466-gaijin-kumpurekkusu-niekoniecznie

Wyszukiwarka biletów lotniczych

przelot złożony
1 pasażer
  • Dorośli od 18 lat-1+
  • Młodzież 12-18 lat-0+
  • Dzieci 2-12 lat-0+
  • Niemowlęta do 2 lat-0+
  • Wybierz
Szukaj
  • polska firma
  • 20 lat na rynku
  • 600 000 klientów
  • bezpieczne płatności
  • gwarancja najniższej ceny
Tanie loty. Szybko i wygodnie.

Treść główna

Gaijin kumpurekkusu? Niekoniecznie.

oryginalnie wpis tu

 

when in Rome, do as the Romans do

Dzisiaj rano przeczytałam krótki artykuł pt. „The Gaijin Complex” napisany przez Yumi Nakata o japońskim kompleksie gajdzina czyli obcokrajowca. Autorka na początku wyjaśnia, że chodzi tu głównie o obcokrajowców białych. Pewnie każdy, kto jest zaznajomiony z japońską kulturą o tym kompleksie słyszał. Polega on głównie na tym, że Japończycy mają poczucie niższości względem obcokrajowców.

 

Otóż tak. Słyszałam. Słyszałam, ale…

 

Autorka dalej pisze, że osoby, które przyjechały pierwszy raz do Japonii zapewne czuły, że tubylcy niekoniecznie czują się w ich towarzystwie komfortowo. Rasizm? Niekoniecznie. Japonia to wciąż homogeniczny kraj. Nie są przyzwyczajeni. Rezultatem tego są odczuwana przez Japończyków mieszanka uczucia zazdrości, podziwu, podejrzliwości i niepewności podczas interakcji z obcokrajowcami. Dalej autorka opowiada historię swojego studenta, którego wyproszono z tradycyjnej japońskiej restauracji, bo był biały. Znowu – rasizm? Nie, raczej strach przed kompromitacją będącą wynikiem nieznajomości języka angielskiego. No bo jak dogadać się z gajdzinem jeśli on na pewno nie mówi po japońsku, a ja nie mówię po angielsku? Zamiast się zawstydzać lepiej uniknąć.

 

Oczywiście jest też sprawa zazdroszczenia gajdzinom wyglądu – okrągłych oczu, małej i wypukłej twarzy, wzrostu, koloru oczu, skóry, włosów, obyczajów, pewności siebie, itd. Skutkiem tego jest naśladowanie, przebieranie się, wybielanie lub opalanie (gyaru wzorują się na idealnych wg nich Brazylijkach czyli pociemniają skórę), operacje plastyczne zmieniające kształt... wszystkiego. Ale to sprawa na inny wpis.

 

Nie jestem jakąś weteranką pobytów w Japonii, nie mieszkałam tam nigdy dłużej, nie pracowałam itd., ale byłam, mieszkałam w domu z Japończykami, chodziłam do pobliskiego supermarketu, na spacer, jeść i nie zawsze miałam japońskie towarzystwo. Będąc tam nigdy przenigdy nie czułam się wyobcowana i nigdy nikt nie dał mi do zrozumienia, że nie chce ze mną rozmawiać czy podać mi jedzenia. I uważam, że to jest wszystko kwestia nastawienia.

 

Zabawna historia. Byłam sobie w sklepie z ubraniami i chciałam bluzkę w konkretnym rozmiarze i kolorze. Nie mogłam jednak takiej znaleźć. Nieopodal kręcił się młody sprzedawca więc go zagadałam z uśmiechem „Do you speak English?” i usłyszałam zakłopotane, ale uśmiechnięte „Oh no no no sorry”. Odpowiedziałam więc „Ok, let’s do it differently, look at me!” (nie wiem po co skoro i tak mnie nie rozumiał) po czym przeszłam na polski pokazując mu ręką żeby na mnie patrzył (i nadal się miło uśmiechając). Odegrałam przed nim scenkę rodem z kalamburów: wzięłam bluzkę we właściwym rozmiarze i pokazałam mu oznaczenie, później wzięłam inną we właściwym kolorze i odpowiednio machając pokazałam, że ten nie, ale ten tak. :D I cały czas pomagałam sobie mówiąc po polsku. Pan w odpowiedzi podbiegł do półek i przegrzebał wszystko po czym pokazał, że mam czekać, a on pójdzie szukać. Poszedł do komputera. Niestety nie znalazł tego czego chciałam, ale zaproponował coś innego, podobnego. Jak to mawia Pawlikowska (np. w książce "Blondynka w Chinach") – ludzie mówią wszędzie takim samym językiem mimo, że różnymi i przewaznie się można porozumieć.

 

Podobnie bywało na ulicy czy np. w kasach sklepowych. Bruczkowski mój ulubiony pisze w książkach, że Japończycy jak muszą zawsze starają się do gajdzina mówić po angielsku, nawet jak nie umieją. Otóż niekoniecznie. Do mnie nikt się nawet nie wysilał i wszyscy trajkotali po japońsku, a ja niestety powtarzałam z przepraszającym uśmiechem „Nhongo o hanashimasen…” (Nie mówię po japońsku). I nie było problemu. Przechodzili na tryb pokazywania i było przynajmniej wesoło. Tak było i w Tokio w małych miejscowościach pref. Nagano.

 

Dwie dygresje: właściwie tylko pan w kasie w forever 21 mówił po angielsku i jedna bardzo starsza pani w jednej knajpie wyraźnie nie pochwalała faktu, że Luby ma niejapońską towarzyszkę, co przejawiało się totalnym ignorowaniem mojej osoby. ;)

Inna zabawna historia: mówi się, ze gajdzinowi wszystko wolno. Nie okrzyczą go za robienie zdjęć gdzie nie trzeba, dotykanie tego czego nie wolno, wchodzenie tam gdzie zakaz. Jak gajdzin jest mną to owszem, opieprzą. Obojętnie czy byłam sama czy z Lubym – jak nie wolno robić zdjęć ubrań w Harajuku to nie wolno i sobie idź! Podobno inni gajdzini mogli i mają, a mi nie pozwolili.

W restauracji, w której jadłam mój pierwszy ramen z panem kucharzem dogadałam się np. bez słów, samym spojrzeniem. Dostałam swoją miskę, pałeczki, łyżeczkę… Luby zabrał się za jedzenie, a ja siedzę jak takie cielę i patrzę jak to się robi. W końcu mój wzrok spotkał się ze wzrokiem pana kucharza i patrzę na niego myśląć „noć się przecież zachlapię”, a on się na to roześmiał i co mi dał? Śliniak! Papierowy śliniak. Uśmiechnęłam się dziękując. :)

 

Podsumowując stwierdzam, że w Japonii czułam się bardzo swobodnie i komfortowo – niejednokrotnie bardziej niż w Polsce. Nikt mi się nie przyglądał i nie odmawiał pomocy mimo bariery językowej, a wręcz odwrotnie: starali się mi pomóc za wszelką cenę. W Polsce jak idziemy sobie z Lubym trzymając się za ręce, prawie nie ma osoby, która by się na nas nie gapiła. Wiecie jakie to jest wnerwiające? Wiecie jak On się niekomfortowo czuje? A ja? A jak jeszcze ktoś otworzy czasem gębę? Wstyd mi za nich. Myślicie, że w Japonii ktoś się nam przyglądał? Jakieś pojedyncze osoby. Zero stresu.

 

Oczywiście nie przeczę, że w Japonii można nadziać się na niechęć do gajdzina czy strach przed nim i na pewno jest tam rasizm jak wszędzie indziej... i może się jeszcze na to wszystko natknę, kiedyś. Nie umiem tego wyjaśnić, ale mimo, że mam prawie 180 cm wzrostu i bardzo nieskośne i niebieskie oczy (więc wyróżniałam się w tłumie) to jednak w ogóle nie czułam się inna.

 

;)

oryginalnie wpis tu

 

dziękuję za wypowiedź

 

all rights reserved :) ®

koniecznie zagłosuj na mój blog :) <= kliknij

Pies KLM do zadań specjalnych
Airbus'em A380 w barwach Air France do Hongkongu

Alerty cenowe

Ustaw gdzie i kiedy chcesz lecieć, a my zajmiemy się resztą!

Najlepsze okazje

Czas pomyśleć o MAJÓWCE! Sprawdź okazje na długi weekend!8 ofert od 374 Sprawdź Tanie loty z Warszawy! Ruszaj w podróż30 ofert od 116 Sprawdź Planujesz wakacje w czerwcu? Znajdź idealną propozycję lotu dla siebie!30 ofert od 128 Sprawdź Tanie bilety Ryanair! Najlepsze okazje w jednym miejscu!30 ofert od 93 Sprawdź