Treść strony
Treść główna
500 km w dwie godziny - podwodny pociąg przyszłości
„Nie mogę pani wpuścić do kraju.” - To zdanie, jako pierwsze usłyszałam zaraz po tym jak wysiadłam z samolotu i dotarłam do stoiska urzędniczki imigracyjnej na lotnisku w Panamie. Ale jak to? Ale przecież ja tu już jestem, znajomi na mnie czekają na zewnątrz. I tak się zaczęła moja podróż, jak zwykle z przygodami. Bo nikt inny tylko ja mógł zapomnieć adresu, pod którym miał przebywał i tylko ja miałam szansę nie znaleźć się na lotnisku ze swoimi panamskimi „hostami” i po nocy szukać wolnego łóżka w hostelu. Całe szczęście jedno jedyne łóżko w hostelu w Casco Antiguo (Stare Miasto) czekało chyba specjalnie na mnie, a i hości z couchsurfing.org w końcu następnego dnia też się znaleźli. Później szło wszystko jak z płatka.
Stolica – początek przygody
Moja ponad dwumiesięczna podróż zaczęła się w stolicy Panamy – Panama Ciudad. Mieście pełnym kontrastów, gdzie nowe przeplata się ze starym, kolonialne z nowoczesnym, a bieda z przepychem. Stolica okazała się fascynująca. W porównaniu z innymi stolicami Ameryki Środkowej, które odwiedziłam: Ciudad de Guatemala, Tegucigalpa, San Salvador, San Jose czy Managua, Panama Ciudad była najpiękniejsza i według mieszkańców i turystów, również najbezpieczniejsza. Wprawdzie i tu na Starym Mieście nocą sugerowano zachować ostrożność, a drzwi i okna hosteli zabudowano metalowymi kratami, to nie słyszało się zbyt wielu mrożących krew w żyłach historii. Turyści wieczorami spacerowali brukowanymi uliczkami miasta, przesiadywali w kawiarniach, a miejscowi uprawiali wieczorny jogging na słynnej Cinta Costera, rekreacyjnym terenie miasta, blisko portu, gdzie i mi niejednokrotnie zdarzyło się podziwiać wschody i zachody słońca.
Panama ma właściwie wszystko, co potrzebne jest do szczęścia. Jest ocean, jest Morze Karaibskie, jest dżungla i są góry. Jednego dnia można wsłuchiwać się w szum oceanu, a po godzinie pływać w gorącym Morzu Karaibskim, przy akompaniamencie muzyki reggae. Można wspiąć się na najwyższy szczyt Panamy (3478 m n.p.m.) – wulkan Baru albo zanurzyć się w często trudno dostępną dżunglę Darién.
Trochę chłodu
Pora sucha powoli dobiegała końca. Choć mówi się, że trwa ona do końca kwietnia, to w rzeczywistości bywa różnie. Już od połowy miesiąca zaczynało się czuć nadchodzące zmiany. Wprawdzie deszczu natura jeszcze skąpiła, to zaczynało się odczuwać coraz większą wilgotność powietrza i coraz bardziej doskwierający upał. Postanowiłam uciec w nieco wyżej położone tereny, na zachodzie kraju, by zaznać nieco chłodu. Na dłuższy czas przyczaiłam się w miejscowości Gualaca, której nie zachwalają żadne przewodniki, bo i nie mają ku temu powodu. Maleńkie wydawałoby się senne miasteczko z niewielkim Parque Central, gdzie wszyscy się znają, wydawało się mieć niewiele do zaoferowania na pierwszy rzut oka. Jakże ten pierwszy rzut oka był mylący. Gulaca okazała się kryć w sobie skarby: piękne okolice, płynące przez kaniony rzeki, a przede wszystkim niesamowitych ludzi, zwłaszcza kobiety, bo to spotkania z nimi były dla mnie w tej podróży najważniejsze. To tu spotkałam Leticie, pomagającą najbiedniejszym mieszkańcom prowincji Chiriqui i razem z nią i ludźmi z jej partii wędrowałam szlakami, na których nigdy nie zawitał żaden turysta, zaglądałam do domów położonych gdzieś wysoko w górach, oddalonych o kilka godzin na piechotę od jakiegokolwiek centrum. Z Carmencitą z pobliskiego Boquete pracowałam w szpitalu dla zwierząt i odwiedzałam Indian z plemienia Ngobe, a z Reginą wędrowałam po turystycznych górskich szlakach, poznawałam smaki kuchni panamskiej i kosztowałam codziennego życia.
Panama – emerycki raj
Panama jest rajem turystycznym, a w szczególności rajem dla emerytów. To tutaj swój drugi dom znajduje wielu Amerykanów czy Europejczyków, choć nie brakuje również Chińczyków, prowadzących tu od lat swoje małe biznesiki. Najchętniej obcokrajowcy osiedlają się w okolicach miasta Boquete, które charakteryzuje się łagodniejszym i nieco chłodniejszym klimatem. W Boquete po raz pierwszy wieczorem narzuciłam na siebie bluzę polarową. Mieszkańcy zaś zakładali czapki, szaliki i rękawiczki. Dla mnie był to zwykły letni polski wieczór, dla nich prawie zima.
Oprócz kontaktów międzyludzkich w mojej podróży przez Panamę nie zabrakło czasu na wędrówki i zdobycie najwyższego szczytu kraju – wulkanu Baru, na który wspinaliśmy się przez całą noc, by już na szczycie powitać nowy dzień i zachwycić się pięknem wschodzącego słońca. Było warto. Widok ze szczytu był najpiękniejszym, jaki zaserwował mi ten kraj, choć wiem, że wschody i zachody w porcie w stolicy również na długo pozostaną w mojej pamięci. Panama bardzo przypadła mi do gustu, wpisując się na listę krajów, w których mogłabym zamieszkać.
Anita Demianowicz
www.banita.travel.pl
Alerty cenowe
Ustaw gdzie i kiedy chcesz lecieć, a my zajmiemy się resztą!
Najlepsze okazje
Czas pomyśleć o MAJÓWCE! Sprawdź okazje na długi weekend!10 ofert od 374 zł Sprawdź Tanie loty z Polski od Wizz Air30 ofert od 104 zł Sprawdź Tanie loty na greckie wyspy! Zakręci Wam się w głowie od tego piękna15 ofert od 306 zł Sprawdź Tanie loty z Warszawy! Ruszaj w podróż30 ofert od 112 zł SprawdźZobacz również
Nasi użytkownicy szukali ostatnio tanich lotów z Gdańska do Madrytu, z Katowic do Genewy oraz połączeń lotniczych z Monachium do Katowic.
Popularne wyszukiwania: Tanie loty z Bergen na Okęcie, tanie loty do Zurychu, loty z Warszawy do Zurychu, tanie bilety lotnicze, wyszukiwarka lotów.